Od lat ludzie są zafascynowani i przerażeni historią śmierci byłego premiera Piotra Jaroszewicza. To nie był zwykły atak; to była historia pełna rodzinnej tragedii, politycznych cieni i pytań bez odpowiedzi.

Jednym z najbardziej wiarygodnych świadków prawdy w tej sprawie jest Andrzej Jaroszewicz, starszy syn zamordowanego premiera. Opisał on w sądzie człowieka, który cenił spokój ducha bardziej niż sławę. „Mój tata nie był towarzyski. Lubił pisać wspomnienia, majsterkować i zajmować się ogrodem. Spotykał się głównie ze starymi kolegami. Podkreślał samotniczą osobowość ojca, mówiąc: „Nie miał kontaktu z ludźmi z Radomia”.
Dane dotyczące Piotra Jaroszewicza (byłego premiera)
| Kategoria | Szczegóły |
|---|---|
| Imię i nazwisko | Piotr Jaroszewicz |
| Data urodzenia | 8 października 1909 |
| Data śmierci | 1 września 1992 |
| Miejsce urodzenia | Nieśwież, woj. nowogródzkie |
| Zawód | Polityk, ekonomista, były premier PRL |
| Stanowisko | Prezes Rady Ministrów (1970–1980) |
| Żona | Alicja Solska-Jaroszewicz |
| Dzieci | Andrzej Jaroszewicz, Jan Jaroszewicz |
| Miejsce śmierci | Warszawa-Anin |
| Powód śmierci | Zabójstwo podczas napadu rabunkowego |
| Powiązane osoby | Andrzej Jaroszewicz (syn, świadek), Robert S., Marcin B., Dariusz S. (oskarżeni) |
| Źródło |
Kiedy prokuratura postawiła zarzuty trzem byłym członkom tzw. „gangu karate”, którzy rzekomo byli odpowiedzialni za brutalny napad, słowa te nabrały szczególnego znaczenia. Wieczorem z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku detektywi twierdzą, że włamali się do rezydencji Jaroszewicza, obezwładnili premiera i jego żonę, a następnie ich zabili.
Wnioski prokuratora wskazują, że Robert S. związał Jaroszewicza, uderzył go w tył głowy i przeszukał rezydencję, kradnąc dwa pistolety, gotówkę, złote monety i zegarek. Alicja Solska-Jaroszewicz została znaleziona martwa z ranami postrzałowymi. Jednak od pierwszego dnia relacja z wydarzeń przedstawiona przez organy ścigania była… wątpliwe.
Temat, w jaki sposób przestępcy dostali się do willi, był najbardziej kontrowersyjny. Według policji, przestępcy użyli drabiny, aby dostać się przez okno łazienki. Teorię tę stanowczo podważył Andrzej Jaroszewicz. „Ta drabina była ogromna, ciężka, drewniana i miała metalowe wzmocnienia. Mój ojciec i ja ledwo mogliśmy ją przenieść”. Mówił z wyraźnym wzruszeniem: „Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł ją sam postawić, zwłaszcza w tym miejscu”.
Opis tej drabiny stał się reprezentatywny dla całego śledztwa, które było nieporęczne, niezdarne i pełne dziur. Andrzej jasno dał do zrozumienia, że jego zdaniem część osób na miejscu zbrodni przybyła od początku, aby obserwować, a nie pomagać. „Obecni byli wysocy rangą przedstawiciele władz, policjanci i przedstawiciele prokuratury. Niektórzy przybyli, aby obserwować szaleństwo sprawy, a nie ją rozwiązać” – zauważył.
Jego historia rzuca światło na emocjonalny aspekt tragedii. Oprócz tego, że była to okrutna zbrodnia, stanowiła ona również szokujący przykład tego, jak instytucje państwowe mogą się załamać w najbardziej krytycznym momencie. Z biegiem czasu pojawiło się wiele teorii spiskowych, od kradzieży po motywacje polityczne. Według innych, premier mógł skompromitować wpływowe osoby, przechowując tajne informacje w domu.
Minister Zbigniew Ziobro ogłosił przełom w 2018 roku po ponad 20 latach bezskutecznego postępu: trzech mężczyzn zostało rzekomo aresztowanych i przyznało się do winy. Wydawało się, że trwający od lat impas dobiega końca. Jednak gdy ich zeznania zaczęły słabnąć w trakcie procesu, optymizm wkrótce osłabł. Dowodów było niewiele, a obrona stawała się coraz bardziej chaotyczna.
Proces, który rozpoczął się w 2020 roku i trwał ponad cztery lata, zakończył się w listopadzie 2024 roku, kiedy wszyscy oskarżeni zostali uznani za niewinnych. Wyrok sądu wywołał szereg emocji, w tym satysfakcję z zakończenia narracji i irytację, że prawda wciąż pozostaje nieznana. Pomimo wyczerpania Andrzej Jaroszewicz przemawiał z godnością: „Myślę, że prawda istnieje, ale nie jestem pewien, czy kiedykolwiek dowiemy się wszystkiego. Czasami trzeba na nią czekać całe życie”.
To przemówienie, które oddało ból i spokój człowieka, który nauczył się żyć w niepewności, było szczególnie poruszające. W przeciwieństwie do medialnej histerii, która zawsze towarzyszyła tej sprawie, zachował opanowanie i rzeczowość. Trzymał się faktów i milczał w czasach, gdy emocje często biorą górę nad prawdą.
Sprawa Jaroszewicza to coś więcej niż tylko morderstwo. Reprezentuje ona zmiany, które zaszły w latach 90., kiedy wady instytucjonalne, władza polityczna i prywatne interesy mieszały się ze sobą z niepokojącą łatwością. Dla wielu stanowi ona przypomnienie, że wszyscy zawsze znajdują się w cieniu wielkiej polityki, w tym rodziny, dzieci i ci, którzy muszą zmierzyć się ze swoimi wspomnieniami.
Według Andrzeja Jaroszewicza, który jest już w podeszłym wieku, jego ojciec był prostolinijnym, ale wpływowym człowiekiem. Cenił swoje książki i ogród, a politykę postrzegał jako odpowiedzialność, a nie grę o władzę. Ten punkt widzenia dodaje głęboko ludzki element do ogólnej narracji, wykraczającej poza nudne reportaże śledcze.
